Treść artykułu może być niepokojąca dla osób wrażliwych na tematykę przemocy.
Angelika Jakubowska miała zaledwie 22 lata, gdy ślad po niej zaginął. Mieszkała w niewielkim miasteczku Debrzno, w województwie pomorskim. Ludzie mówili o niej, że była cicha, zamknięta w sobie, ale miała dobre serce i ciepły uśmiech. Od niedawna była mężatką – jej wybrankiem był Daniel M., mężczyzna starszy, o surowym spojrzeniu i trudnym charakterze.
Ich małżeństwo od początku nie wyglądało na szczęśliwe. Rodzina i znajomi Angeliki opowiadali później, że Daniel był chorobliwie zazdrosny. Kontrolował każdy jej krok, a za zamkniętymi drzwiami podobno często podnosił na nią rękę. Angelika coraz rzadziej wychodziła z domu. Aż w końcu… zniknęła.
Był 1998 rok. Daniel M. tłumaczył wszystkim, że Angelika go zostawiła. Mówił, że wyjechała za granicę – „do Niemiec, może do Holandii”, zostawiając pod jego opieką ich roczną córeczkę – opowiadał sąsiadom, unikając szczegółów. Twierdził, że takie sytuacje miały miejsce już wcześniej
Dopiero ponad dwa tygodnie później, 18 października 1998 r., Daniel zgłosił zaginięcie żony na lokalnym komisariacie. Już następnego dnia złożył wniosek rozwodowy do Sądu Rejonowego w Słupsku, w którym przedstawił Angelikę w bardzo negatywnym świetle – oskarżał ją o: kradzież wspólnych pieniędzy, imprezowy tryb życia, zaniedbywanie dziecka.
Daniel M. wniósł również o: alimenty na rzecz córki, wymeldowanie Angeliki ze wspólnego mieszkania, wypłatę środków z Funduszu Alimentacyjnego, urlop wychowawczy (otrzymywał zasiłek).
W kolejnych latach Daniel konsekwentnie utrzymywał wersję o wyjeździe żony za granicę i przedstawiał się jako samotny, porzucony ojciec. Mimo to prowadził hulaszczy tryb życia, wiązał się z wieloma kobietami i zyskał reputację lokalnego „Casanovy”. Przez lata pobierał zasiłki jako samotny rodzic, a po sześciu latach przekazał córkę pod opiekę swojej matki.
Sprawa jej zaginięcia z czasem przycichła. Nie było ciała, nie było świadków, nie było dowodów. Tylko matka Angeliki nigdy nie przestała wierzyć, że jej córka nie odeszła dobrowolnie. Czas płynął. Mijały lata, potem dekady.
W 2016 roku, przy okazji postępowania spadkowego, Angelika Jakubowska została formalnie uznana za zmarłą – 18 lat po zaginięciu. Daniel ułożył sobie życie na nowo, wyprowadził się do innej części Polski.
Rok później odkryto co się stało z Angeliką Jakubowską.
W kwietniu 2017 roku, dziewiętnaście lat po zaginięciu Angeliki, nadszedł przełom. Policja, działając na podstawie nowych ustaleń, przeszukała dawny dom Jakubowskich. W piwnicy, pod warstwą cegieł, funkcjonariusze natrafili na torbę podróżną. W środku znajdowały się ludzkie szczątki – ciało w stanie zaawansowanego rozkładu, skrępowane kablem o długości 1,7 metra. Obok – fragmenty ubrań, które rozpoznała rodzina. Badania DNA nie pozostawiły wątpliwości: to była Angelika.
Jeszcze tego samego dnia policja zatrzymała Daniela M. w miejscu, gdzie od lat mieszkał i pracował. Miał wtedy 42 lata. W trakcie przesłuchań kluczył, zaprzeczał, zmieniał wersje wydarzeń. Ale dowody były jednoznaczne. Prokuratura ustaliła, że Angelika została zamordowana w 1998 roku, a jej ciało przez niemal dwie dekady spoczywało w piwnicy, ukryte przed światem.
Proces był głośny i poruszający. Zeznania bliskich, opinie biegłych, analiza śladów – wszystko wskazywało na to, że Daniel M. dopuścił się zbrodni, a potem przez lata żył, jakby nic się nie stało. Sąd nie miał wątpliwości. Mężczyzna został skazany na wieloletnie więzienie za zabójstwo i ukrycie zwłok.
Wyrok zakończył wieloletnią tragedię, choć dla rodziny Angeliki nie był prawdziwą ulgą. Matka ofiary powiedziała tylko jedno: „Wreszcie wiem, co się stało. Ale nie wiem, jak z tym żyć”.
Komentarze do wpisu (0)