Autor: Andrzej Smoleń
W jednym z poprzednich artykułów opisywałem pochodzenie pierwszego, historycznego władcy Polski – Mieszka I. Przedstawiłem w nim różne teorie na temat jego rodowodu i samego dojścia do władzy. To oczywiście w ramach ciekawostki i próby popularyzacji historii, żadną miarą nie była to próba udowodnienia lub zakwestionowania „polskości” samego Mieszka i jego rodu. Tym niemniej nawet podczas popularyzacji historii należy pamiętać, że pewne pojęcia postrzegano przed wiekami zupełnie inaczej i zastrzeżenie to będzie równie, a może nawet jeszcze bardziej zasadne w odniesieniu do dzisiejszego artykułu. Rozumiany w współczesnych kategoriach naród to wytwór w największej mierze XIX wieku. W czasach jeszcze dawniejszych mocniej kładziono nacisk chociażby na stany społeczne i nie istniało jeszcze przekonanie, że każdy naród ma prawo do samostanowienia politycznego. Dlatego też słowa takie, jak „naród”, „państwo” itp. należy traktować w niniejszym artykule umownie – służą do przekazania pewnej myśli, upraszczając rzeczywistość do dzisiejszego pojmowania tych słów. Ale to samo uproszczenie pozwoli pokazać pewien mechanizm, istniejący zarówno w jagiellońskiej Polsce, jak i wśród emigracyjnej Polonii.
Analizując pobieżnie historię dynastii Jagiellonów na polskim tronie, tak jednoznacznie kojarzącą się ze złotym wiekiem, szczytem potęgi państwa polskiego, można zauważyć ciekawą prawidłowość. W przypadku pierwszego Jagiellona na wawelskim tronie – Władysława II Jagiełły – nie ma wątpliwości, co do jego przynależności „narodowej” – powszechnie wiadomo, że był z pochodzenia Litwinem. Tak nazywał go Jan Długosz, zarzucając mu nawet większą miłość do Litwy, niż do korony polskiej. Gdy jednak przyjrzeć się pod tym samym kątem jego potomkom, kwestia ich narodowości nie jest już tak jednoznaczna.
Na tronie polskim po śmierci Jagiełły zasiadało dwóch jego synów: Władysław Warneńczyk, poległy w młodym wieku podczas wojny z Turcją i Kazimierz Jagiellończyk. Braci urodziła czwarta żona Jagiełły, Sonka (Zofia) Holszańska, księżniczka litewska, a jeszcze bardziej gmatwając sprawę, można powiedzieć że etnicznie ruska (białoruska?).
Po długim panowaniu Kazimierza IV, koronowanych na władców Polski i Litwy zostało aż trzech jego synów – Aleksander, Jan Olbracht i Zygmunt, nazwany później Starym. Matką ich i dziesięciorga pozostałego rodzeństwa, była Elżbieta Rakuszanka. Nazywana jest matką królów, gdyż poza trzema wyżej wymienionymi władcami, najstarszy z braci Władysław, został królem Czech. Pozostali dwaj to kardynał i arcybiskup gnieźnieński Fryderyk, oraz Kazimierz, który został świętym kościoła katolickiego. Również liczne córki zostały wydane za książąt i władców innych państw, dzięki czemu większość współczesnych monarchów europejskich ma w sobie przynajmniej kroplę krwi jagiellońskiej. Następujące po imieniu królowej słowo „Rakuszanka” nie jest nazwiskiem, jak mogłoby się wydawać, w dodatku całkiem „polsko” brzmiącym. Jest to przydomek, oznaczający w dzisiejszym tłumaczeniu „Austriaczka”, co określa pochodzenie Elżbiety, wywodzącej się z rodu Habsburgów.
Z trzech kolejno panujących synów Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Rakuszanki jedynie Zygmunt Stary doczekał się męskiego potomka, który pozwolił przez jeszcze jedno pokolenie zasiadać Jagiellonom na polskim tronie. Ostatni z rodu Zygmunt August urodzony został przez królową Bonę, pochodzącą z włoskiego rodu Sforzów. Zmarły bezpotomnie, ostatni Jagiellon żonaty był w swoim życiu trzykrotnie – z dwiema księżniczkami Habsburskimi (Austriaczkami) i z Barbara Radziwiłłówną (etniczną Litwinką), co w przypadku kontynuacji męskiej linii rodu wiązałoby się i z inną kontynuacją – brakiem „polskiej” krwi krążącej w żyłach dynastii. Upraszczając do absurdu zagadnienie „narodowości” każdego z Jagiellonów, można orzec, że nie byli oni rodowitymi Polakami i będąc władcami i Litwy, i Polski, nie wpisali się w dosłowne, dzisiejsze rozumienie rodowitej Polskości.
W powszechnym jednak obrazie, żadnemu z nich nie odmawia się polskości, włącznie nawet z Władysławem Jagiełłą, który dzięki zwycięstwu pod Grunwaldem został polskim bohaterem narodowym i będzie nim, dopóki istnieć będzie nasz naród. Mało tego; będący bliżej etnicznie Litwinów władcy uważani są na Litwie, w wersjach mocniej nacjonalistycznych, za zdrajców Litwy na rzecz Polski. Bo jednak jest prawdą, że trzeba wielkiej złośliwości i kreatywności zarazem, by odrzucać „polskość” Jagiellonów, nawet uwzględniając podane powyżej fakty. Rządzili królestwem Polskim (i Litwą), w interesach Polski toczyli wojny (z krzyżakami, Turcją, Moskwą), po polsku mówili, budowali w oparciu o Unię złoty wiek w naszej historii. Jeżeli to nie sama krew była decydująca, można zadać pytanie, co budowało tożsamość tych władców, nawet jeżeli będzie to pytanie uproszczone.
Odpowiedzią może być tutaj historia wychowania synów Kazimierza Jagiellończyka, który przyszłych monarchów oddał pod opiekę Jana Długosza. Jest to postać w naszej historii znana, choć być może nie końca doceniona. Był to człowiek, który położył fundamenty pod polską historiografię, zawdzięczamy mu znajomość wielu szczegółów późnego średniowiecza. Ale również był to też gorący patriota, człowiek oddany ojczyźnie, który ze względu na swój stan duchowny niejednokrotnie musiał w swoim sumieniu rozstrzygać poważne dylematy, wynikające z konieczności bycia wiernym średniowiecznemu uniwersalizmowi, a z drugiej Królestwu Polskiemu. Pomimo jednak ówczesnej mentalności i widzenia świata wspierał politykę króla Kazimierza wobec Zakonu Krzyżackiego. Jest to fakt tym bardziej znaczący, że oprócz bycia księdzem, dodatkową przeszkodą mogła być osobista niechęć do Jagiellonów, wyrażana nawet w kronikach. Będąc w opozycji do króla, potrafił jednak Długosz przekładać sprawy państwa ponad prywatne niesnaski. Jeżeli dołożyć do tego jego wiedzę z geografii królestwa, heraldyki, oraz służbę dyplomatyczną otrzymamy w rezultacie postać wielkiego formatu, kolejnego bohatera narodowego, któremu o tyle ciężej wywalczyć miejsce na cokole, że władał piórem, a nie mieczem. Jego wielkość dostrzegali również jemu współcześni, czego najlepszym dowodem jest oddanie mu pod opiekę i na wychowywanie synów Kazimierza Jagiellończyka, co jest faktem jeszcze bardziej znaczącym, gdy tylko przypomnieć sobie o napięciach między królem a kronikarzem.
Jak podaje tradycja synowie królewscy wychowywani byli w prostych, odbiegających od dworskich wygód warunkach. Postępy czynione przez królewiczów wprawiały w zachwyt dwór, który cenił wysiłek Długosza. Zachowały się relacje o oratorskich popisach młodzieńców wygłaszanych po łacinie i po polsku. Z pewnością nie była to jedyna nauka, jaką wynieśli od mistrza. Przygotowywani przecież do władzy kształtowani byli i pod tym kątem, co skutkować musiało też nauką o królestwie, które miało przypaść im w udziale. Stąd z całkowitą pewnością założyć można, że oprócz języka znana im była historia Polski, jej geografia, polityczne niuanse ustroju i praw, oraz otoczenie międzynarodowe. Już samo nawet przebywanie w towarzystwie tak uczonego patrioty jak Długosz musiała rezonować w sercach i umysłach młodych ludzi. I pomijając całą resztę, to właśnie wykształcenie, przekazana kultura państwowości i „narodowości” tworzyła z nich królów Polski, których polskości nie można zakwestionować.
Wykształcenie i wychowanie nie rozwiązuje jednak wszystkich spraw. Ludzie nie tworzą jednolitej, bezkształtnej, bezpostaciowej masy. Dotychczasowe próby urabiania całych narodów w historii wskazują, że ludzka natura najczęściej dość skutecznie opiera się takim próbom. Z pomocą przychodzą tutaj indywidualne cechy i ambicje. Nie inaczej było i wśród Jagiellonów, wśród których trafiali się władcy i wybitni, i słabsi. Ale nie możemy uznać, że jedynie ci budzący szacunek są „nasi”, wykluczając resztę. Tak, jak i w rodzinie, tak w całym narodzie trafiają się osobowości różne. Przykład Jana Olbrachta, który w hulaszczą noc został dźgnięty nożem przez innego pijaka na krakowskich ulicach, jest tutaj bardzo wymierny i w jakiś nawet złośliwy sposób polski. A był to brat i współtowarzysz w nauce Zygmunta Starego, jednoznacznie kojarzonego ze złotym wiekiem, z symbolem do dziś bijącego w ważne dni dla Polaków dzwonem Zygmunta. Dynastia Jagiellonów związała się przez 200 lat z naszym narodem na dobre i złe, wyprowadzając politykę państwa na wschód, utrwalając na kolejne wieki pozycję Rzeczpospolitej w Europie, zostawiając potomnym sentyment i wzór, choćby pod kątem kultury, polityki i gospodarczej siły. Jagiellonowie są wszczepieni w nasz naród choćby już dzięki powyższym faktom. I ciężko, nawet w dzisiejszych kategoriach, nie myśleć o nich jako o Polakach.
Czy z faktów powyższych można wysunąć jakiekolwiek wnioski, gdy dzieli nas i tamtejsze realia kilka wieków historii, przemian społecznych, zmian definicji i różnic w postrzeganiu państwowości? Wydaje mi się, że jednak można, pewne sprawy są uniwersalne, nieulegające erozji. Po pierwsze stwierdzić należy, że to otoczenie i wpływ przekazywanej kultury ma znaczenie fundamentalne w kształtowaniu narodowości, lub może bardziej celnie – w jej samoodczuwaniu. Drugi wniosek jest ściśle powiązany z pierwszym, ale chyba jeszcze ważniejszy – sam fakt przyjścia na świat w polskiej rodzinie nie rozstrzyga definitywnie o narodowości. W warunkach emigracji to fakt, o którym należy szczególnie pamiętać.
Andrzej Smoleń – autor felietonów i krótkich artykułów historycznych, które nieregularnie ukazywały się w kilku punktach „emigracyjnego” internetu od 2019 roku. Twórca bloga emigraniada.com, który w 2023 przekształcił się w portal publicystyczno-kulturalny.
https://www.instagram.com/andrzej_d_smolen/
Felieton pierwotnie ukazał się na stronie Emigraniada.
O Emigraniadzie
Emigraniada.com to portal publicystyczno-kulturalny tworzony przez polskich emigrantów. Opiera się naturalnie na tym, co wyniesione z ojczyzny – język, kultura, historia, a dodatkowo tworzy kolejne małe elementy dokładane do wspólnego zbioru – wiersze, publicystykę i artykuły. Na tematy publikacji ma wpływ nasza wrażliwość i zmienione przez emigrację postrzeganie świata. Zmieniają się czasy i epoki, ale ludzie ciągle opuszczają swoje ojczyzny w poszukiwaniu innej egzystencji. Zabieramy ze sobą mentalność, przyzwyczajenia i rytuały. Poszukujemy w nowych miejscach kawałków znajomych miejsc, by przetrwać. Często tworzymy małe społeczności, wokół których się skupiamy, by porozmawiać o rzeczach dobrze nam znanych. Zachowując swoją spuściznę, kontynuujemy tworzenie kultury tam, gdzie się akurat znaleźliśmy. Twórcy treści portalu Emigraniada.com z jednej strony starają się dogonić wymogi epoki, z drugiej zapełnić pewną niszę, w której jest zapotrzebowanie na teksty, przy czytaniu których trzeba się na chwilę wyłączyć z pędzącego świata i pomyśleć. Ich wizja niekoniecznie musi skutkować masowym uznaniem i pozycją. Godzą się z tym, że nie trafią do wszystkich i nie będą popularni. Reagują na zjawiska i otaczającą ich rzeczywistość pisaniem felietonów, esejów, książek i artykułów z emigracyjnego punktu widzenia, wykorzystując szanse i umiejętności, ale też nie schodząc poniżej pewnych standardów, nie goniąc za sensacją, prowokacją czy chwytliwymi tytułami. Chcą tworzyć jakość i wartość, po prostu kulturę.

Komentarze do wpisu (0)