Fot. ze zbiorów Doroty Pająk-Pudy
W 159 odcinku podkastu „Dyskusje o książkach” Piotr Borowski przeprowadził wywiad z Dorotą Pająk-Pudą, autorką powieści historycznych. Rozmawiał z nią o jej drodze od bycia bibliotekarką do pisarki, o inspiracjach i spojrzeniu na historię.
Piotr Borowski: Urodziłaś się w Nysie, bardzo historycznym mieście. Czy miało to wpływ na ciebie oraz fakt, że zostałaś później pisarką powieści historycznych?
Dorota Pająk-Puda: Tak zawsze mi się wydawało, że historia jest naszą obecnością, codziennością, tożsamością i obowiązkiem. Że naszą tożsamość musimy odnaleźć, zbudować, nauczyć się jej i rozmawiać o niej. Kluczowe w tym jest czytanie, dowiadywanie się i uczenie. Moja mama bardzo szybko wykształciła we mnie i w moim bracie kompetencje czytelnicze przez przyjemne rytuały tworząc potrzebę czytania. Od dziecka regularnie chodziłam z mamą do biblioteki publicznej. Tam zobaczyłam panią, która poruszała się jak Emma Thompson w „Okruchach dnia”, emanując godnością i ciepłem. Wtedy postanowiłam, że zostanę bibliotekarką. To było dla mnie oczywiste od około piątego roku życia i nigdy się nie zmieniło.
PB: Czyli najpierw postanowiłaś zostać bibliotekarką, a dopiero potem pisarką?
DPP: Tak. Nigdy nie pisałam „do szuflady” jak robi to robią niektórzy pisarze. Dobrze mi się pisało wypracowania w szkole – szybko, sprawnie, bez problemu. Potrafiłam nawet komuś sprawdzić pracę w czasie przeznaczonym na wypracowanie. Ale nigdy nie zapisywałam swoich historii. Za to układałam je w głowie, dbając o szczegóły i brzmienie zdań. To działało na mnie jak liczenie baranów przed snem.
PB: Kontynuując temat Nysy, czy wyobrażasz sobie, że gdybyś się urodziła w mieście bez wartości historycznej, współczesnym jak np. Nowa Huta, nie pisałabyś powieści historycznych?
DPP: Nie wiem, co bym robiła. Nie wierzę w przeznaczenie, wydaje mi się, że jest za dużo zmiennych, ludzi, przedmiotów, zdarzeń, które mają na nas wpływ. Nie jestem w stanie powiedzieć, co by było gdyby. Może znalazłabym „Potop” Sienkiewicza na chodniku i to by miało wpływ na pisanie. Wydaje mi się, że Sienkiewicz zbudował w Polakach zamiłowanie do historii czy nutę patriotyzmu. Choć nie był pierwszy, na pewno przebił się do „mainstreamu”. Czytałam dzienniki Żeromskiego, który oszalał z zachwytu po przeczytaniu Sienkiewicza, uznając go za literaturę popularną.
PB: W twoim pisaniu widać wpływ języka Sienkiewicza, prawda?
DPP: Tak, na moją narrację ma ogromny wpływ język sienkiewiczowskich powieści. Z drugiej strony, składnia z kronik Długosza, z której nie jestem w stanie się uwolnić. Kiedy siadam do pisania, przełączam się na składnię Długosza, która jest kalką z tłumaczenia z łaciny. Wiem, że to wielu czytelników odstręcza, ale mam też głosy od tych, którym ten język bardzo się podoba.
PB: Wróćmy jeszcze na chwilę do Nysy. Tamtejsze liceum Carolinum, ma ogromne tradycje. Założyli je jezuici w czasie kontrreformacji, a studiowali tam między innymi Michał Wiśniowiecki czy Jakub Sobieski. Ty także ukończyłaś tą szkołę. Czy myślisz, że to miejsce miało wpływ na ciebie?
DPP: Tak, miałam lekcje z nauczycielami z tego liceum, poziom był bardzo wysoki. Informacja o Wiśniowieckim, że miał kiepskie oceny, czy o Jakubie Sobieskim – to gdzieś musiało mi w głowie zostać. Ale wpływ miała też biblioteka w Carolinum. Jest niezwykła, dwupoziomowa, z antresolkami i kolumienkami. Początkowo myślałam, że wszystkie biblioteki tak wyglądają. To magiczne miejsce, które przyciągało młodzież do książek, było świetnym miejscem do czytania i nauki.
PB: Wspomniałaś o studiach bibliotekoznawczych i z informacją naukową we Wrocławiu. Nazwa tego kierunku wskazuje, że to coś więcej niż tylko polecanie książek?
DPP: Tak. Bibliotekarz jeszcze do lat 90. miał bardzo zły PR, kojarzył się ze starszą panią z robótką, która wymaga ciszy. Nas uczono zupełnie innego podejścia – bibliotekarz miał być profesjonalistą, pomagającym w każdej sytuacji, przede wszystkim w wyszukiwaniu informacji. Nie miał być tylko „strażnikiem półek”. Zafascynowała mnie informacja naukowa, która jest dziś niezwykle ważna w kontekście fałszywych informacji, szumu informacyjnego, wojen hybrydowych i fake newsów. Wojna informacyjna istniała zawsze, ale dzisiaj dociera do ludzi dużo szybciej, m.in. przez internet. Te umiejętności wyszukiwania informacji bardzo mi się przydają.
PB: Czy był taki moment, że stwierdziłaś, że musisz coś napisać, że masz tyle wiedzy?
DPP: Wszyscy mnie o to pytają, a ja dokładnie nie pamiętam. Interesował mnie ten okres historyczny, na którym opieram książki, jeszcze zanim zaczęłam pisać. Dużo czytałam i oglądałam. Przełom nastąpił po kolejnym obejrzeniu „Królowej Bony” i lekturze książki. Czytając o Bonie, trafiłam przypadkiem na Elżbietę Rakuszankę. Byłam niezwykle poruszona historią tej zdeformowanej kobiety, która w najlepszym możliwym związku dynastycznym na terenie Polski urodziła trzynaścioro dzieci. Zdziwiło mnie, że nie znalazłam żadnej monografii, biografii ani powieści o niej. Zaczęłam czytać i w pewnym momencie zadałam sobie pytanie: co poczuła Elżbieta, gdy np. jechała do Polski?. Postanowiłam przelać to wyobrażenie na papier i napisałam pierwsze dwie strony fikcyjnej historii. Bardzo mi się to spodobało i tak się zaczęło.
PB: To była twoja pierwsza powieść, którą zatytułowałaś „Matka Jagiellonów”. Opowiada ona o Elżbiecie Rakuszance. W podręcznikach mamy suche fakty, np. kiedy przyjechała do Polski, kiedy wyszła za mąż, kiedy urodziła pierwsze dziecko itd. Ty jednak starałaś się pokazać co czuły te postacie historyczne.
DPP: Tak. Mnie w historii fascynuje nie tylko przebieg wydarzeń, ale przyczyny, zwłaszcza te nieoczywiste, ludzkie i subiektywne. Interesują mnie ludzie, ich odpowiedzialność i sposób radzenia sobie z nią na wysokich stanowiskach – czy wypierali odpowiedzialność, czy ulegali despotyzmowi. Fascynuje mnie, jak przeciętny człowiek dźwiga gigantyczną odpowiedzialność, czasem z racji urodzenia, jak np. Elżbieta Łokietkówna, a czasem przypadkiem, jak Anna Cylejska, która sobie gorzej radziła.
PB: Po „Matce Jagiellonów” traktującej o Rakuszance, napisałaś prequel o jej teściowej Sonce ostatniej żonie Jagiełły. Potem był sequel o „Dzieciach Jagiellonów”, kontynuując wątek Rakuszanki i jej dzieci. Ale napisałaś też „Złotą Królową” o Elżbiecie Łokietkównie, co jest skokiem w wcześniejszą epokę. Trochę to nie pasuje do cyklu o żonach Jagiełły?
DPP: Tak, to skok o całą epokę. Natknęłam się na Łokietkównę, czytając o innych. Trudno, żeby kogoś nie zafascynowała – jedna z najważniejszych i najsilniejszych władczyń średniowiecznej Europy. Miałam wybór, czy zająć się Elżbietą Jagiellonką i Barbarą Zapolyą, czy Łokietkówną. Wobec Zapoli miałam wątpliwości, że zabraknie mi „paliwa”, bo jej losy ograniczały się głównie do urodzenia córek. Redaktor zasugerował, żebym pisała o tej postaci, na słowo której moje serce bije żywiej. Nigdy nie planowałam przyszłości ani cyklu. Po prostu interesowała mnie postać i o niej pisałam. Cykl o żonach Jagiełły i Łokietkównie sam sie wyklarował. Wiem, że muszę pokochać i zrozumieć postać, aby o niej napisać. Zwłaszcza że celuję w narrację pierwszoosobową. Obecnie piszę powieść o Elżbiecie „Granowskiej w narracji trzecioosobowej, choć nie czuję się w niej dobrze. Postacią, która spięła moje dotychczasowe historie, jest Jadwiga Andegaweńska.
PB: Co do żon Jagiełły to najpierw napisałaś Sonkę czyli czwartą, potem Annę czyli drugą, Granowska była trzecia, a Jadwiga pierwsza w kolejności była ostatnia u ciebie. Którą z żon Jagiełły ty najbardziej lubisz?
DPP: Każdą. Jednak najtrudniejszą partnerką była Jadwiga Andegaweńska ze względu na brak źródeł. W tych dostępnych przeważa narracja hagiograficzna, a ja chciałam odkryć chociażby polityczne motywacje Jadwigi, jej realny status na dworze.
PB: Po prawie trzydziestu latach kończysz karierę w edukacji, od niedawna zajmujesz się czasopismami historycznymi w Bibliotece Narodowej i jesteś autorką. Ale pomagasz też innym w wyszukiwaniu informacji historycznych. Robisz to nawet wtedy jeśli to twoja „konkurencja”?
DPP: Tak, słyszałam wiele komentarzy o pomaganiu konkurencji. Konkurencja jest naturalna, pojawia się strach i zazdrość. Ale jeśli się nad nimi nie zapanuje, zniszczą nas. Nie mam problemu z pomaganiem, bo relacje i znajomości w środowisku są niezwykle ważne. Trzeba je pielęgnować i być życzliwym. Kiedy ktoś prosi o pomoc i widzę jego radość, że udało się coś znaleźć, to dla mnie nagroda. W środowisku często działa przysługa za przysługę. Odezwałam się do koleżanki, która napisała książkę na ten sam temat, była zdziwiona, bo nikt inny tak nie zrobił – do dziś się wspieramy, bo mamy te same problemy.
PB: To trochę jak postawa nauczyciela, dumnego z sukcesu uczniów. Radość dają nie tylko nasze sukcesy, ale także sukcesy tych, którym pomogliśmy.
DPP: Wiesz, ja mam specjalizację nauczycielską, biblioteki szkolne i pedagogiczne. Mam umiejętność wyszukiwania informacji, która sprawia mi przyjemność. Jak mogę komuś pomóc w łatwy sposób, to jest fajne.
A nowa praca w Bibliotece Narodowej to dla mnie wyróżnienie i wielkie wyzwanie.
PB: Byłaś zakwalifikowana do nagrody Angelusa?
DPP: Tak, to była tylko kwalifikacja do nagrody Angelus, nagrody dla literatów środkowoeuropejskich. Chyba nie ma w Polsce żadnej nagrody specifically dla powieści historycznych. Z nagrodami bywa tak, że trzeba „ciężko pracować”, żeby zdobyć jury.
PB: Ile książek dotychczas wydałaś?
DPP: Wydałam sześć książek. W październiku wyjdzie siódma, „Jadwiga Andegaweńska”, którą już napisałam. Zaczęłam pisać ósmą książkę. Mogę jedynie zdradzić, że wychodzę poza średniowiecze.
PB: Mieszkasz we Wrocławiu. Od kiedy i jak to na ciebie wpłynęło?
DPP: Mieszkam we Wrocławiu od 1994 roku. Przyjechałam na studia, które zaczęły się wtedy w 94., a skończyły w 99. Od czwartego roku studiów już pracowałam w szkole. Zakochałam się w mieście z przebogatą historią i zostałam. Mieszkam we Wrocławiu znacznie dłużej niż w Nysie. Jednak rodzinnemu miastu poświęciłam kilka scen w powieści “Dzieci Jagiellonów” o ostatniej córce Rakuszanki i Kazimierza Jagiellończyka. Elżbieta jako żona Fryderyka Legnickiego mieszkała w Legnicy, znała i ceniła Dolny Śląsk podobnie jak jej brat Zygmunt zwany Starym.
PB: Dziękuję bardzo za rozmowę i opowiedzenie o twojej historii.
DPP: Dzięki wielkie.
Komentarze do wpisu (0)