Miasto San Antonio leży w Teksasie. Jak wskazuje jego hiszpańska nazwa (San Antonio znaczy Św. Antonii) to miasto należało kiedyś do Meksyku. Jego historia jest związana z walką o niepodległość Teksasu, bo właśnie przy mieście San Antonio znajdowała się misja Alamo. Tam doszło do oblężenia, które trwało od 23 lutego do 6 marca 1836. Dziś jednak zajmiemy się czymś co się wydarzyło 4 lata później.
W styczniu 1840 roku umówiono spotkanie z Komanczami. Mieli oni przybyć z uwolnionymi jeńcami, których przypuszczano musiało być około tuzina Teksańczyków oraz drugiego tuzina Tejańczyków. Chodzi o Teksańczyków mówiących po angielsku i tych mówiących po hiszpańsku. Jednak na spotkanie Komancze przywieźli tylko jednego białego chłopca. Pułkownik Henry Karnes zapowiedział im, że na następne spotkanie mają przyprowadzić wszystkich jeńców.
Pułkownik Karnes miał doświadczenie w kontaktach z Komanczami. Dwa lata wcześniej brał udział w wyprawie oraz bitwie znanej jako Arroyo Seco Fight. Dowodził on oddziałem rangersów, w którym był między innymi John Coffee Hays. Rangersom udało się obronić pomimo tego, że Komanczów było około 10 razy więcej. Niestety pułkownik Karnes został wtedy ranny i zmarł dwa lata później. On umówił to spotkanie z Komanczami, ale gdy przybyli oni 19 marca był już tak chory, że kto inny musiał się tym zająć. Karnes zmarł w sierpniu 1840 roku.
Zanim przybyli Komancze pułkownik Hugh McLeod dostał rozkaz od sekretarza wojny Texasu Alberta Sidneya Johnstona, aby pojmać Indian, jeżeli nie zwrócą jeńców. Ci pojmani Komancze mieli być później wymienieni na jeńców przetrzymywanych przez Indian. Pułkownik Karnes, który się z nimi spotkał zapowiedział, że na kolejne spotkanie mają przyprowadzić wszystkich jeńców. Historycy debatują na temat tego czy Komancze zrozumieli to wymaganie. Na pewno jednak Teksańczycy nie rozumieli struktury plemienia i tego, że Komancze nie mili jednego wodza, który mógłby nakazać coś członkom innych grup niż swoja.
19 marca 1840 roku do San Antonio przybyło 65 Komanczów. Połowa z nich to byli wojownicy, a reszta ich rodziny. Komancze przyprowadzili tylko jednego jeńca – 16-letnią dziewczynę Matildę Lockhart. Jej wygląd wstrząsnął mieszkańcami San Antonio. Miała ona wszędzie rany i siniaki, a jej nos był wypalony do kości. Opowiadała o gwałtach, pobiciach i przypaleniach, a ślady na jej ciele potwierdzały to co mówiła. Gdy ludzie na zewnątrz zaopiekowali się Matildą w środku budynku znanego jako Council House (sala posiedzeń) odbyło się spotkanie.
Matylda opowiedziała o innych jeńcach oraz o tym, że Komancze planowali wydawać ich pojedynczo, aby dostać najlepszą cenę za każdego porwanego. Podczas rozmów zapytano Komanczów o resztę jeńców. Wódz Mukwooru (Muk-wah-ruh) odpowiedział, że przyprowadzili swojego jeńca, bo reszta należała do innych plemion, które nie brały udziału w tych rozmowach pokojowych. Pułkownik McLeod kazał wprowadzić żołnierzy. Gdy oni już weszli do sali obrad kapitan Howard poinformował Komanczów, że zostali aresztowani i będą wymienieni na jeńców indiańskich. Tłumacz nie chciał przekazać tej informacji, a gdy go do tego zmuszono to przetłumaczył i zaraz uciekł.
Budynek Council House, gdzie odbywały się rozmowy stał zaraz przy więzieniu, do którego chciano zabrać zgromadzonych wodzów. Komancze, gdy jednak usłyszeli tłumaczenie rzucili się, aby wydostać się z budynku. Doszło do walki. Pułkownik McLeod pisał później w raporcie, że z przybyłych 65 Komanczy 35 zostało zabitych, 29 wziętych do niewoli, a jeden odszedł niezauważony. Ten ostatni był Meksykaninem i jako taki nie wyróżniał się od specjalnie od mieszkańców San Antonio.
Następnego dnia pułkownik McLeod wypuścił jedną pojmaną kobietę, aby powiadomiła resztę Komanczów o żądaniach wydania jeńców. Jak się później okazało w obozie było 16 porwanych osób. Indianie zabili podczas tortur 13 z tych osób. Jednej kobiecie udało się uciec, a Indianie oddali później troje dzieci, w tym jednego Meksykanina. Właśnie relacja tej kobiety wyjawiła co się stało z jeńcami. W rozumieniu Komanczów biali zrobili coś perfidnego. Takie rozmowy były dla Indian czymś świętym.
Wśród wodzów w San Antonio nie było jednego młodego wojownika Buffalo Hump. Po tej walce miał on wizję, że zapędzi białych do morza. Udało mu się zgromadzić wielką armię i ruszył na wojnę, która przeszła do historii jako Great Raid of 1840, czyli Wielki Najazd 1840 roku. Wizja się sprawdziła, bo Komancze dotarli aż do portowego miasta Linnville. Zostało ono spalone doszczętnie, a portu nigdy już nie odbudowano. To jednak już inna historia.
Ta walka w sali posiedzeń, czyli Council House Fight z 19 marca 1840 roku budzi wiele kontrowersji. Wielu historyków zastanawia się, czy Komancze zrozumieli, że Teksańczycy żądają wydania wszystkich jeńców. Z drugiej strony biali nie rozumieli tego, że na rozmowy nie przyszli wszyscy Komanacze i w związku z tym nie wszyscy jeńcy podlegali obecnym tam wodzom. Kontrowersje budzi też kwestia obrażeń 16-letniej Matildy Lockhart.
W wysłanym sprawozdaniu pułkownik McLeod nie napisał nic o tych obrażeniach. Biorąc jednak pod uwagę postępowanie Komanczów gwałty, przypalanie, bicie itd. było czymś normalnym co członkowie plemienia robili wobec jeńców. Z drugiej strony należy pamiętać, że moralność w tamtych czasach nie pozwalała otwarcie o tym rozmawiać. Np. Matilda nie powiedziała, że została zgwałcona, ale że “nie będzie mogła już nosić głowy wysoko”, co oznaczało, że została zhańbiona.
Walka w sali posiedzeń San Antonio była głównym powodem wielkiego rajdu, który odbył się tego samego 1840 roku. Komancze pokazali jak wielką mają siłę i że nic nie jest w stanie ich zatrzymać. Napiszcie, proszę, w komentarzach co myślicie o tej walce. Czy Teksańczycy złamali umowę próbując aresztować przybyłych wodzów Komanczy? Czy można było zawrzeć pokój z ludźmi, którzy torturowali jeńców?
Piotr Borowski
Komentarze do wpisu (0)