Spotkaliśmy się kilka lat temu w warszawskim Klubie Księgarza na jubileuszu jednego z naszych wspólnych znajomych. Okazało się, że jest serdecznym, otwartym, życzliwym człowiekiem. Po zakończeniu imprezy Andrzej Frajndt spontanicznie zaproponował mnie i mojemu partnerowi, że odprowadzi nas na stację metra. Był ciepły sierpniowy wieczór 2019 r. Spacerowałam po Warszawie z jednym z idoli mojej wczesnej młodości.
Słuchając piosenek grupy wokalnej Partita, jak zapewne wielu moich rówieśników, przenoszę się w czasie i przestrzeni. Do najpiękniejszych lat mojego dzieciństwa i młodości. Do położonej pod lasem szkoły w Przyrownicy, do szkolnych dyskotek, na których królowały między innymi piosenki tego zespołu. Każdy znał i nucił ich wspaniałe przeboje: „Pytasz mnie, co ci dam”, „Wszystko za wszystko”, „Kiedy wiosna buchnie majem”, „Marzyciele”, „Mamy tylko siebie”, „Nie ciebie, nie siebie mi żal” czy „Ze starej płyty”, Nie przeszło mi wtedy przez myśl, że kiedyś będzie mi dane poznać osobiście lidera Partity.
Andrzej Zbigniew Frajndt urodził się 6 listopada 1951 r. w Cieplicach Śląskich (które obecnie znajdują się w obrębie Jeleniej Góry). Emocjonalnie czuje się jednak związany z położonym w powiecie tarnobrzeskim miastem Nowa Dęba. Tam dorastał i stamtąd wyruszył w świat. Jest piosenkarzem i dziennikarzem. W 1972 r. ukończył Wydział Piosenkarski Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia im. Fryderyka Chopina w Warszawie i wystąpił z zespołem Quorum na X Krajowym Festiwalu Polskiej Piosenki. Wkrótce nawiązał współpracę z grupą wokalną Partita. Występował z nią do 1976 r. Potem była kilkunastoletnia przerwa. Andrzej śpiewał wówczas solo i z różnymi zespołami, m.in. w Stanach Zjednoczonych, Szwecji i Szwajcarii. Zajmował się również dziennikarstwem. Na szczęście dla wielbicieli zespołu, w 1993 r. zainicjował reaktywację Partity. Po wielu zmianach personalnych grupę współtworzą z nim Anna Pietrzak, Ludmiła Zamojska i Bronisław Kornaus. Partita wielokrotnie z powodzeniem uczestniczyła w polskich i zagranicznych festiwalach piosenki, m.in. w: Opolu, Sopocie, Zielonej Górze, Kołobrzegu, Rostocku, Dreźnie, Słonecznym Brzegu i Warnie. W 2004 r. otrzymała „Złotą płytę” za krążek z największymi przebojami zespołu zatytułowany „Pytasz mnie, co ci dam”.
Andrzej Frajndt działa na wielu polach. Zajmuje się organizowaniem i prowadzeniem imprez kulturalnych w kraju i zagranicą. Współpracuje m.in. z Teatrem Wielkim – Operą Narodową w Warszawie. Od lat jest zaangażowany w działalność na rzecz uzdolnionych muzycznie dzieci i młodzieży, także tych niepełnosprawnych. W 2013 r. Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego przyznał mu Medal „Zasłużony Kulturze – Gloria Artis”. A w roku 2022, po 50 latach od pierwszego występu na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej, zespół Partita odsłonił swoją gwiazdę w Opolskiej Alei Gwiazd.
Maria Duszka: Andrzeju, czy w swojej rodzinie byłeś pierwszą osobą obdarzoną talentem muzycznym?
Andrzej Frajndt: Rodzina z tradycjami ziemiańskimi, pochodząca od wieków z Wołynia, po rozstrzelaniu przez Niemców wydanego przez Ukraińców ojca mojej mamy, uciekła w czasie wojny z tamtej ojcowizny na obecne tereny Rzeczypospolitej. Tradycją w inteligenckich sferach tamtych czasów było, by dzieci otrzymały wykształcenie muzyczne. Tak było i w tym wypadku. Pamiętam zresztą, że moja babcia jeszcze w wieku dziewięćdziesięciu ośmiu lat grała na fortepianie walce Straussa. Ojciec krótko po wojnie, jako bardzo młody człowiek śpiewał w chórach rewelersów.
Czy rodzina cię wspierała w twoich wyborach?
Rodzice chcieli oczywiście, bym uczył się gry na fortepianie, ale ja po krótkim obcowaniu z tym instrumentem, zamieniłem go na gitarę. Zgodnie z maksymą wyśpiewywaną wówczas przez Karin Stanek „300 tysięcy gitar nam gra”… Mama jednak, przewidując najprawdopodobniej trudy estradowego bytowania, które tak kolorowe i lukratywne wydaje się młodym ludziom, nie widziała mojej przyszłości związanej z tym tułaczym trybem życia i pracy.
Jakie był początki twojego muzykowania? Kto odkrył twój talent?
Śmierć mojej mamy i nieobecność w domu ciągle zajętego pracą ojca spowodowały, że zafascynowany muzyką ówczesnego rock and rolla młody człowiek, po obejrzeniu kultowego, pierwszego fabularyzowanego, jeszcze monochromatycznego, filmu o zespole The Beatles „A Hard Day’s Night” w 1964 r., przeżył niemalże inicjację dorosłości. Już nic potem nie było dla niego tak ważne. Splot na pozór nie związanych ze sobą zdarzeń – ucieczka z domu autostopem z gitarą pod pachą i pierwszym zespołem „Tornado” nad morze, tam gra na „gitariadach” do tańca dla młodzieży
w Domu Kultury w Połczynie Zdroju, za wynagrodzenie wystarczające na kotlet mielony z surówką, nagranie pierwszej płyty pocztówkowej tamże
i propozycja zdawania egzaminu na Wydział Piosenkarski Państwowej Szkoły Muzycznej w Warszawie, jedyny w Polsce drugiej połowy lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, zamknęły pierwszy etap mojego życia i moich muzycznych fascynacji.
Jak trafiłeś do Partity?
Szkoła Muzyczna, a zwłaszcza wydział, na którym miałem możliwość – poza przedmiotami stricte muzycznymi – poznawania tajników ustawiania scen aktorskich, dykcji czy tańca artystycznego, niezaprzeczalnie niósł w sobie jeszcze jedną, jakże ważną dla późniejszej mojej artystycznej przyszłości wartość. To była możliwość spotykania na swej drodze moich idoli. Ludzi, którzy animowali ówczesny rynek muzyki estradowej. Właśnie spotkany w trakcie zajęć praktycznych w szkole muzycznej kompozytor muzyki rozrywkowej i filmowej Juliusz Loranc, z którym wspólnie przygotowywaliśmy pewien projekt dotyczący Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu, zadał mi kiedyś pytanie: a co byś powiedział na propozycję wejścia w skład grupy wokalnej Partita? Odebrałem to jako żart. Wszak Partita, do tej pory, czyli do 1972r. była zespołem wokalnym o składzie żeńskim. Wszystkie współistniejące grupy wokalne tamtych czasów, poza jazzową formacją Novi, koncertowały w żeńskich składach. Propozycja Juliusza stała się jednak faktem. Po spotkaniu z ówczesnym kierownikiem Partity Antonim Kopffem, zostałem przyjęty do zespołu, w którym śpiewam już ponad pięćdziesiąt lat.
Wiele grup prędzej czy później rozpada się z różnych powodów. Partita koncertuje – wiem, z przerwą – od 50 lat. Wydaje się, że w wielkiej zgodzie. Jak wam się to udaje?
Niech odpowiedzią na to pytanie będzie wpis na tablicy pamiątkowej, którą w imieniu Stowarzyszenia Artystów Wykonawców Utworów Muzycznych
i Słowno-Muzycznych SAWP, wręczyła naszej grupie, po uroczystości odsłonięcia Gwiazdy Partity przed opolskim Ratuszem w trakcie Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki przedstawicielka zarządu SAWP-u, Ania Jurksztowicz: „Wynalazcom przepisu ma 50 lat sukcesów artystycznych”.
Kiedy przyjeżdżają do nas bardzo dojrzałe gwiazdy z zagranicy, np. Nick Cave, The Rolling Stones, Deep Purple, piszą i mówią o tym wszystkie media. Bilety kosztują krocie, wszyscy chwalą się w mediach społecznościowych, że właśnie będą/są/byli na koncercie Gwiazdy. Wydaje mi się trochę niesprawiedliwe to, że kiedy występują nasze Gwiazdy w podobnym wieku, to nie robi się takiego szumu medialnego. Czy nie uważasz, że powinniśmy bardziej cenić naszych artystów?
Choć kocham język polski, patriotyzm stawiając na jednym z pierwszych miejsc w hierarchii wartości nadrzędnych, choć piszę polskie teksty do piosenek, felietony gazetowe, czy eseje – dziennikarstwo to mój drugi, choć nie wyuczony zawód – w tym naszym jakże bogatym we wszelkie formy
i możliwości składni pojęciowych języku, to za moją odpowiedź na to pytanie, niech posłuży następująca refleksja. Szwedzką ABBĘ, skandynawską grupę A-ha, czy niemieckich Scorpionsów i wiele im podobnych zespołów, trudno sobie wyobrazić śpiewających w ich ojczystych językach. Kiedyś, w nie tak znowu odległych czasach tzw. komuny, nie wolno nam było używać języka angielskiego po przekroczeniu bram na Woronicza. O długich włosach nie wspominając. Polscy twórcy muzyki rozrywkowej piszą równie dobre utwory, co ich zachodni koledzy. Przedarcie się jednak na anteny zachodnich rozgłośni radiowo – telewizyjnych, a tym samym wylansowanie tamże polskich przebojów i zaistnienie w muzycznej świadomości tamtejszych odbiorców, bez posługiwania się angielszczyzną, jest po prostu niemożliwe. Wielkie światowe gwiazdy, zróżnicowanego zresztą stylistycznie popu, przyjmowane są na całym świecie, bez względu na język czy wielkość i położenie geograficzne kraju, z takim samym oczekiwaniem i radością jak u nas. Niedawny koncert The Rolling Stones na naszym Stadionie Narodowym nie odbiegał swą formą ani przyjęciem przez publiczność od podobnych eventów zagranicznych. Analiza tego zjawiska przekracza format tej mojej krótkiej wypowiedzi.
Otrzymałeś tytuł honorowego członka Polonii austriackiej. Jakie są twoje związki z Austrią?
Tego rodzaju wydarzenia jak przyznawanie podobnych tytułów, związane są najczęściej z okolicznościami towarzyszącymi koncertom powiązanym
z tematyką szczególną. W wypadku koncertów w wiedeńskim hotelu „Hilton”, był to wspólny wyjazd polskich wykonawców i profesora Zbigniewa Religi w celu zbierania funduszy na zapoczątkowaną przez tego znakomitego polskiego kardiochirurga akcję stworzenia sztucznego serca.
Srebrny Krzyż Trynitarzy to także zaskakujące odznaczenie…
Sądzę, że właśnie twórcy są szczególnie predestynowani do pełnienia funkcji, o których można by powiedzieć, że wyczerpują znamiona „wartości prospołecznych”. Poza wspomnianym Krzyżem Zakonu Trójcy Przenajświętszej, wspólnie z Partitą jesteśmy posiadaczami Statuetki Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych przyznanej za wieloletnią opiekę artystyczną podczas ogólnopolskich festiwali piosenki dzieci i młodzieży niepełnosprawnej, Medali Henryka Jordana, Odznak „Przyjaciół Dziecka Ulicy” Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, Statuetki „Solidna Firma”, Srebrnego Medalu Akademii Polskiego Sukcesu – Polskiego Klubu Biznesu i wielu innych honorów związanych z wyżej wspomnianą działalnością. Przyznane mi Statuetki Wolontariusza Prospołecznej Działalności zajmują na moich półkach wspomnień szczególne miejsce. W moim studiu dźwiękowym powstają płyty dzieci i młodzieży zrzeszonych w Ogniskach „Centrum Wspierania Rodzin – Rodzinna Warszawa”.
Jakie masz plany na najbliższe lata?
Przejście kilka lat temu na „twórczą emeryturę” teoretycznie niewiele zmieniło w moim twórczym życiu. Dalej koncertuję, zarówno z Partitą – świętujemy właśnie 50-lecie istnienia pierwszego polskiego mieszanego zespołu wokalnego – jak i solo: „Ze starej płyty” to wspomnieniowo muzyczny, kameralny program dla „młodzieży” w moim wieku. Zajmuję się również szeroko rozumianą konferansjerką. Piszę i aranżuję muzykę, którą nagrywam we własnym studiu. Zajmuję się wnukami: Alinką, Leonardem i Aleksandrem, pomagając zabieganym rodzicom: córce Paulinie i synowi Patrykowi. Kończę wspomnieniową książkę, na którą czeka już wydawca. Znajdą się w niej zdarzenia, anegdoty, ciekawostki i inne krotochwilne momenty z mojej estradowej drogi – a było ich bez liku. Ramy tego wywiadu są zbyt wąskie by pomieścić pięćdziesiąt lat faktów i przemyśleń powstałych w garderobach, hotelach, autobusach i za kulisami sal koncertowych w trakcie moich wojaży po całym świecie.
Czekamy zatem z niecierpliwością na twoją wspomnieniową książkę. Dziękuję bardzo za rozmowę.
Komentarze do wpisu (1)