Kultura

Zawsze razem – Maria Duszka w rozmowie z zespołem Trzeci Oddech Kaczuchy

today21 listopada, 2022 59 1 5

Tło
share close

W 1981 r. mieszkałam we Wrocławiu. Tego lata na XIX Krajowym Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu narodziło się kilka przebojów. Jednym z nich był „Kombajnista”. Słyszałam tę piosenkę mnóstwo razy, nie tylko we własnym radiu. Kiedy się szło ulicą, jej melodia dobiegała otwartych okien wielu domów. To był wybuch popularności Trzeciego Oddechu Kaczuchy. Zespół zdobył na tym festiwalu I Nagrodę w Konkursie Interpretacji za wykonanie piosenki „Okularnicy” Agnieszki Osieckiej i Jarosława Abramowa. A podczas opolskiego kabaretonu publiczność entuzjastycznie przyjęła ich utwór „Wódz”.

Trzeci Oddech Kaczuchy został założony w Olsztynie przez Andrzeja Janeczko, Maję Piwońską i Zbigniewa Rojka w styczniu 1981r. Działał przy Wyższej Szkole Pedagogicznej (obecnie to wydział Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego), gdzie już wcześniej Andrzej Janeczko i Wiesław Nideraus utworzyli kabaret „Ładne kwiatki”.

Pierwszy olbrzymi sukces zespół osiągnął już wiosną 1981 r. na XVIII Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie. Zdobył Nagrodę Grand Prix (przyznaną wyjątkowo przez jury po raz drugi w historii tego festiwalu), Nagrodę Dziennikarzy „za publicystyczne wartości tekstów” oraz Nagrodę „Gazety Krakowskiej”. Sława przyszła bardzo szybko, kariera zespołu rozwijała się błyskawicznie.

Wkrótce Maja Piwońska i Andrzej Janeczko otrzymali upragnione mieszkanie w Łodzi. Po kilku latach wybudowali dom w Ługach koło Strykowa. Mieszkają tam do dziś. Andrzej Janeczko jest sołtysem tej wsi. Kilkanaście lat temu zrealizował swoje marzenie z młodości – ukończył łódzką Akademię Sztuk Pięknych. W 2017 r. w łódzkim wydawnictwie Księży Młyn ukazała się wspomnieniowa książka „Trzeci Oddech Kaczuchy: o życiu i o scenie”. Tworzą, koncertują, pracują, odpoczywają – zawsze razem. Rozmawiamy jesienią 2022 r.

Maria Duszka: Czy Wasi rodzice lub ktoś z bliskich był obdarzony talentem muzycznym?

Andrzej: Raczej nie. Stasiek, brat mamy grał amatorsko na skrzypcach, i tyle. Mama ładnie śpiewała w domu, zwłaszcza przedwojenne piosenki, choćby Fogga. Starsza siostra, Grażyna przez krótki czas chodziła na naukę gry na pianinie, ale uprosiła rodziców, by jej więcej nie wysyłali. A ja? Od najmłodszych lat marzyłem o gitarze. W trzeciej czy czwartej klasie podstawówki dostałem gitarę pod choinkę. Z emocji rozchorowałem się i przeleżałem z gitarą całe święta. Mieszkałem w Wysokiem Mazowieckiem na Podlasiu, gdzie nie było szkoły muzycznej, uczyłem się więc grać w parku. Kupowałem papierosy miejscowym muzykom, a oni pokazywali mi akordy na gitarze.

Maja: U mnie też nie było żadnych tradycji. U mnie tata śpiewał przy goleniu. Był uzdolniony plastycznie, podobnie jak i moja starsza siostra Jola, która nauczyła mnie grać na gitarze. Razem z Jolą w latach licealnych tworzyłyśmy w Olsztynie duet sióstr Piwońskich. Śpiewałyśmy na głosy piosenki o Warmii i Mazurach. Startowałyśmy w różnych konkursach.

Gdzie się poznaliście, w jakich okolicznościach?

Maja: Właśnie w duecie z Jolą i Zbyszkiem Rojkiem, który też potem wszedł w skład naszego zespołu śpiewaliśmy na imprezach, na których też znalazł się Andrzej. Śpiewał sam z gitarą. Chodził w czarnym rozciągniętym swetrze i dżinsach. Taki poeta.  Śpiewał piosenki poetyckie i satyryczne. To było na kilka miesięcy przed naszym debiutem na Festiwalu Piosenki Studenckiej w Krakowie, a potem na Krajowym Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu.

Andrzej: Ja miałem 25 lat, Maja ledwo co skończyła 20. Była fantastycznie uzdolniona i ładna. To tak jak teraz jest świeżutka i autentyczna Iga Świątek. A przy tym taka… lirycznie uduchowiona. Jakby od dziesiątego roku życia śpiewała w krakowskiej Piwnicy pod Baranami. Nawiasem mówiąc w Krakowie, po koncercie laureatów, na bankiecie pofestiwalowym podszedł do nas Wojciech Młynarski i powiedział: „Rzadko komu to mówię, ale uważam, że to co robicie na scenie, powinniście robić zawodowo!”. A wtedy już „zawodowo” śpiewaliśmy w olsztyńskim kabarecie poety Bohdana Wrocławskiego „Ostatnia Zmiana”. Jeździliśmy po Polsce. No więc zostaliśmy na tej scenie do dzisiaj, choć tego „studenckiego nerwu” do dzisiaj się nie pozbyliśmy. Myślę, że jest to jeden z powodów zapraszania nas przez Piotra Spottka, skądinąd znanego tobie, Mario, do swoich muzycznych audycji. I tylko żal, że prawdziwych klubów studenckich i studentów dziś nie ma… Ale to nasza kaczuchowata, prywatna opinia…

Najpierw był zespół, a potem związek?

Maja: To były zdarzenia równoległe. Eteryczne i jakby osnute ogromnym szalem miłości.

Andrzej: Potwierdzam. Symultaniczne.

Niedawno Andrzej stworzył piosenkę poświęconą Idze Świątek. Czy oboje jesteście pasjonatami sportu?

Maja: To jest jeden z czynników, który nas połączył. Ja, olsztynianka, zawsze świetnie pływałam. Andrzej nauczył mnie szuwarowego żeglarstwa. Wypływaliśmy zwykle z Giżycka lub z Wilkas.

Andrzej: Maja nauczyła mnie dobrze pływać wpław. Potem razem łyknęliśmy jazdę na nartach. Zaczynaliśmy w Zieleńcu, w Sudetach, potem było Zakopane i obowiązkowo Dom Pracy Twórczej Zaiksu „Halama” i na przykład Szymoszkowa, a po kilku latach Alpy.

Maja: I tak już zostało do ostatnich Włoch, kiedy to Andrzej miał nieszczęśliwy upadek w Mezzanie. Potem operacja biodra i koniec nart. I wtedy musieliśmy oddać za całe 800 zł trzy nasze koniki polskie: Fraszkę, Fruzię i Florka. Konie trzymaliśmy 15 lat. Do dzisiaj mamy w sercach pustkę tęsknoty i dziki brak zapachu potu końskiego. Ukierunkowaliśmy się więc na pracę, uprawianie ogrodu i pływanie. Głównie w Egipcie. Gdzie byliśmy już prawie dwadzieścia razy.

Andrzej: A Iga Świątek to fenomen, który w polskim sporcie dokonał tego, czego żaden polski sportowiec nie zrobił. Oglądamy wszystkie mecze. No, chyba że Robert Lewandowski!

Jakie nowe piosenki ostatnio powstały?

Andrzej: Piosenka o naszej piłce nożnej, niestety gorzka i pesymistyczna, więc zastanawiam się, czy wrzucać ją do sieci. Może jeszcze poczekam na cud zmiany polskiej reprezentacji.

Maja: Powstała piosenka dla mnie „List w butelce”. Muszę jeszcze nagrać wokal. Ballada. O naszej planecie. O miłości do niej i szanowaniu.

Andrzej:  Odkurzyliśmy naszą starą piosenkę z lat 90-tych „Kocur kryzysu i dziecko inflacji”. Nagraliśmy ją ponownie. Właściwie już jest gotowa i czeka na premierę. Jest też napisanych kilka piosenek satyrycznych, tylko trzeba się ich nauczyć.

Maja: I wracamy do piosenki z lat 80-tych o robaczku świętojańskim i złotówce, bo jak w przypadku wielu naszych piosenek jest bardzo aktualna. Chcielibyśmy też na recitalach śpiewać „Okularników”. Tyle, że czasu brakuje…

Andrzej:  Dużo pracy włożyłem zarówno w piosenki jak i scenariusz „Domówki”, czyli robionego razem z Ryśkiem Pomorskim i Jarkiem Bukowskim z Domu Środowisk Twórczych w Kielcach internetowego Festiwalu Piosenki Uziemionej. Daje mi to dużo przyjemności.

Maja: No i Andrzej napisał teksty 10 piosenek na płytę popowo-rockowego  zespołu o nazwie „Faceci z Marsa”, w którym gra i śpiewa od dwóch lat. Pozwalam mu na to dla jego higieny tekściarza.

Andrzeju, jesteś absolwentem łódzkiej ASP. Czy powstają nowe obrazy?

Andrzej: Grafiki. Dość dużo nowych grafik. Obrazów mniej. Głównie akwaforty często podkolorowane farbami wodnymi. Przeszedłem covida, a po nim dwukrotną operację oka i trochę stopuję zapędy plastyczne. Ale i tak zapominam i staram się tworzyć.

Wiem, że lubicie dalekie podróże. Jak spędziliście tegoroczne lato?

Maja: Jak zwykle na początku lata byliśmy z przyjaciółmi w Hurgadzie. Egipt przyciąga nas jak miód. Potem były wakacyjne koncerty i  permanentna praca w ogrodzie. Jak tak się napatrzymy w Egipcie na roślinność, wtedy staramy się by nasza polska też nie była gorsza. Lubimy też jesienią wyskoczyć na kilka dni do Sopotu lub Ustki.

Andrzej: I niestety z tyłu głowy mamy wojnę w Ukrainie. I tak powstała piosenka, która jest do wysłuchania na naszym kanale You Tube zatytułowana „Bułacie, wojna”. Jestem autorem słów i muzyki.

Bułacie, wojna?

Modlę się cicho późną nocą

Widząc , co dzieje się na wschodzie.

Obawy w sercu się trzepocą

I płyną pełne strachu łodzie.

 

Znów w telewizji jadą ławą

Warczące tanki przy granicy,

Okryte mołojecką sławą

I znowu grożą nam lu-dzicy.

 

Drżało Twe serce na Majdanie.

Myślałeś, że przeżyłeś wszystko.

Nie uprzedziłeś mnie dziś Panie!

Że tuż za rogiem wojna blisko.

 

Kobiety w domach przytulają

Mężczyzn do swoich drżących piersi.

Dzieci w łóżeczkach zasypiają

Wśród głośnych już wojennych pieśni.

 

Ciekawe było moje życie.

W komunie strach i akademia.

Kąsani w naszym ziemskim bycie

Przez politykę i pandemię.

 

Myślę o Tobie, tak jak umiem,

Może wychodzi to niemrawo.

Ja zagubiony w wielkim tłumie,

Modlę się z Łodzią i Warszawą.

 

A propos wojny. Ja, wychowany na wschodzie Polski, zawsze najbardziej bałem się Rosjan. Tak nas wychowali rodzice. Nie Niemców, a Rosjan. I od 1989 roku, kiedy to rzekomo wyszliśmy z socjalizmu, Bóg mi świadkiem, często w rozmowach poruszałem problem wschodniej granicy. Dlaczego większość wojsk polskich stacjonowała przy granicy na Odrze? To ja już wtedy wiedziałem, że trzeba chronić granicę na Bugu, a nasi politycy dopiero teraz? To co to jest za klasa polityczna? To ja to wiem, gość po pedagogice i ASP?

Te lęki mamy chyba w genach. Jedni boją się naszych zachodnich sąsiadów, drudzy wschodnich. Pewnie to zależy to od tego, czyje rodziny z której strony doznały cierpień. Zmieniając temat… Co lubicie czytać, oglądać, jakiej muzyki słuchać?

Andrzej: Ja czytam swoje stare książki, zwłaszcza opowiadania: Czechowa, Gogola, Durenmatta, Passosa, Steinbecka, Hemingwaya i czeskich pisarzy, których uwielbiam. Nie dlatego, że to dobrze brzmi, ale dlatego, że można się od nich dużo nauczyć. Nie potrafię przebrnąć przez „Księgi Jakubowe” naszej noblistki. Za głupi jestem i mnie nudzi. Przypomniałem sobie ostatnio „Flet z Mandragory” Łysiaka. Świetnie napisane. I dużo czytam książek historycznych. Nadrabiam zaległości szkolne.

Maja: Ja czytam książki beletrystyczne o podłożu historycznym z akcją we Włoszech. Moja starsza siostra Jola mieszkała całe dorosłe życie w tym kraju, więc Italia jest mi szczególnie bliska. A filmy, których akcja umiejscowiona jest w Toscanii, to dla mnie delikates. Oglądamy mnóstwo filmów. Obydwoje jesteśmy od nich uzależnieni… Andrzej dodatkowo od tenisa i piłki nożnej w telewizji. Dużo oglądamy europejskiego kina. Zwłaszcza pofestiwalowego.

Andrzej: Co do muzyki. Ed Sheeran i Amy Winehouse to numer 1 w naszym domu. Poza tym Bob Dylan, The Band, The Beatles, Neil Young, Joan Baez, Marek Grechuta, Eric Clapton, Czesław Niemen, Amado Mio, Tina Turner i blues. Uff! Dużo tego.

Macie za sobą wiele koncertów. Czy możecie przytoczyć jakieś anegdoty, zabawne lub zaskakujące sytuacje związane z waszą karierą sceniczną.

Andrzej: Ostatnia z tego roku. Po koncercie w Busku Zdroju podszedł do nas pan w dresach – bo to był spa hotel – i powiedział, że cieszy się widząc nas w dobrej formie, bo był przy naszym debiucie w Krakowie. Słuchał nas w hali Wisły. Studiował na AGH. Jego żona wzięła od nas nasz numer telefonu. Mówił, że jest majętnym człowiekiem. Ma własny samolot, mieszka w Szwajcarii na co dzień i zaprasza nas na swoje urodziny do rezydencji po Krakowem. Puściłem to mimo uszu. Jakże zdziwiony byłem, gdy po dwóch tygodniach zadzwonił do mnie pan z agencji angażując nas na recital u tego pana. Co tu dużo mówić: rezydencja piękna, publiczność jeszcze piękniejsza, a stawka za koncert cudowna.

A co nowego słychać w Ługach?

Maja: Po covidzie. Powoli wszystko się rusza od nowa. Sołtys Janeczko dalej działa.

Andrzej: To już trzecia kadencja. Czas odpocząć!

Jakie plany, pomysły artystyczne chcecie zrealizować w najbliższym czasie?

Andrzej: Pisać i śpiewać nowe piosenki. Jeździć dalej z naszym, kolokwialnie mówiąc trójpakiem: recitale, promocja książki i wystawa grafik. Z telewizją mamy spokój, bo pomimo peanów nad naszym recitalem, Warszawa nas nie chce. No i dobrze. A my nie słuchamy piosenek discopolo. Równowaga w przyrodzie musi być.

Życzę wam jak najwięcej zaproszeń na koncerty i hojnych organizatorów, takich jak ów pan w dresach. Dziękuję serdecznie za rozmowę.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Opublikowane przez: ar.t

Oceń

Komentarze do wpisu (0)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola oznaczone * są wymagane


Podcasty

  • Chart track

    1

    Paweł pod księżycami #1

    Paweł Horyszny

    • cover play_arrow

      Paweł pod księżycami #1 Paweł Horyszny

  • Chart track

    2

    Paweł pod księżycami #2

    Paweł Horyszny

    • cover play_arrow

      Paweł pod księżycami #2 Paweł Horyszny

  • Chart track

    3

    Paweł pod księżycami #3

    Paweł Horyszny

    • cover play_arrow

      Paweł pod księżycami #3 Paweł Horyszny

  • Chart track

    4

    Paweł pod księżycami #4

    Paweł Horyszny

    • cover play_arrow

      Paweł pod księżycami #4 Paweł Horyszny

  • Chart track

    5

    Paweł pod księżycami #5

    Paweł Horyszny

    • cover play_arrow

      Paweł pod księżycami #5 Paweł Horyszny

Teraz gramy

Informujemy, że Radio Islanders otrzymało dofinansowanie ze środków Kancelarii Prezesa Rady Ministrów w ramach konkursu „Polonia i Polacy za Granicą 2023”.

Nazwa zadania publicznego: Świat opisany po polsku – wsparcie mediów polskojęzycznych na świecie
Kwota dotacji: 10000PLN
Całkowita wartość zadania publicznego: 431 579,00 PLN
Zadanie publiczne pn. „Świat opisany po polsku – wsparcie mediów polskojęzycznych na świecie” polega na dofinansowaniu kosztów związanych z wydaniem mediów polonijnych: tytułów drukowanych, internetowych oraz radiowych.

0%