Ostatnie tygodnie w brytyjskiej polityce mogły zaskoczyć nie jednego. Nawet najbardziej obeznanych z tematem politycznych zawiłości ich miłośników. Pytanie, na które nikt nie zna odpowiedzi, a które ciśnie się na usta brzmi jak w tytule tego felietonu “Quo Vadis Brytanio?”
44 dni premierostwa Liz Truss nie przyniosło rozwiązania zagadki. Z wielkim przytupem i wielkimi ambicjami, niegdyś polityk Liberalnych Demokratów wygrała wybory na przewodniczącego Partii Konserwatywnej. Doświadczona politycznie Pani Premier nie potrafiła przekonać do swoich propozycji ekonomicznych swoich kolegów z partyjnego podwórka. A i ulica wrogo się odzywała na wieści z brytyjskich ław rządowych płynących. Społeczeństwo, którego podstawą jest klasa pracująca, a której obiecuje się jedno-procentową obniżkę podatku dochodowego, gdzie w tym samym czasie obniża się o 45% podatek najbogatszym nie mogło zareagować inaczej. Kolejne kroki Premier brytyjskiego rządu też nie mogły napawać sympatią. Więc poleciały głowy. Wpierw rządowa lista obecności skróciła się o Kwasi Kwartenga – jak się wydaje twórcę ekonomicznego planu rządu. Później rezygnacja Suelli Braverman z funkcji Ministra Spraw Wewnętrznych (Home Office Secretary) przypięczętowała decyzję o opuszczeniu placu boju na tarczy, a nie z tarczą jak wcześniej mówiła w brytyjskiej Izbie Gmin Pani Premier (“I’m a fighter, not a quiter”).
Sprawiedliwości oddać należy odwagę, jaką wykazała się była już Pani Premier. Trzecia kobieta-premier w historii Wielkiej Brytanii zamieszkała pod numerem 10 na Downing Street z wielkimi nadziejami. Na poprawę sytuacji ekonomicznej jej mieszkańców oraz nadszarpniętego wizerunku samej partii po nieudanych mirażach jej poprzednika Borisa Johnsona. Miała plan, który na nogi postawić miał Zjednoczone Królestwo. Jednak nie przewidziano w tym planie reakcji nie tylko samych obywateli, ale także rynku, który zareagował spadkiem wartości funta do amerykańskiego dolara.
Z nowym ministrem finansów (Chancellor of the Exchequer), którym został Jeremmy Hunt – wcześniej minister zdrowia a później minister spraw zagranicznych w gabinecie Johnsona – nie było szans na wprowadzenie w życie nawet jednego przecinka ze swego pierwotnego planu, więc zdecydowała złożyć broń i zrezygnować. Rzadki to widok wśród politycznej gawiedzi. Ale i tak annały szkolnych książek zapamiętają ją jako najkrócej panującego szefa Partii Konserwatywnej do roku A.D. 2022.
Jej decyzja skomplikowała sytuację w Wielkiej Brytanii. Na chwilę obecną wyborów powszechnych nie będzie, bo konserwatyści zdecydowanie oddać musieliby władzę (jak wynika z sondaży). Więc walczą o utrzymanie możliwości zarządzania państwem. Ale nie ma co ukrywać, iż intratne korzyści z tego płynące też mają tu znaczenie. Szczególnie teraz, gdy na lewo i prawo mówi się o konieczności zaciskania pasa. Bo ciężkie czasy nadchodzą jak mawiają mądrzy tego świata.
to tyle ode mnie…
Komentarze do wpisu (0)