Wczoraj islandzka Pani Premier była nieobecna w pracy. Nie była to nieobecność spowodowana dolegliwościami zdrowotnymi a przyłączeniem się Katrín Jakobsdóttir do strajku kobiet, który ma pokazać niezadowolenie z nierówności, z jakimi kobiety spotykają się w codziennym życiu.
Na wtorek 24 października islandzkie organizacje feministyczne zwołały „kvennafrí”, czyli Dzień Wolny Dla Kobiet. Jest to strajk generalny, w ramach którego Islandki odmawiają jakiejkolwiek pracy – tak płatnej, jak i tej nieopłaconej.
Największe problem w związku z ogłoszeniem wczoraj dnia strajkowego miały służba zdrowia oraz edukacja, gdzie pracuje większość Islandek.
Powody ogłoszenia strajku organizatorki podały na swojej stronie internetowej. Czytamy tam, że „co najmniej 40% kobiet doświadcza w swoim życiu przemocy na tle płciowym lub seksualnym, a 58% nastoletnich dziewcząt doświadczyło molestowania seksualnego w Internecie”. Dodatkowo “dochody kobiet są o 21% niższe niż dochody mężczyzn, a kobiety pracujące w branży sanitarnej i przy opiece nad dziećmi, osoby niepełnosprawne i osoby starsze otrzymują najniższe wynagrodzenia na Islandii”.
Ostatni taki ogólnokrajowy strajk odbył się w 1975 roku, kiedy 90% kobiet odmówiło pracy. Rok później parlament przyjął ustawę o równych płacach.
Komentarze do wpisu (0)