 
												
						No i stało się. Tego tygodniowy waszyngtoński szczyt pokazał, na jakiej pozycji stoi tzw. świat Zachodu w relacjach z Rosją. Wcześniejsze spotkanie prezydenta Trumpa z przywódcą Rosji nie przyniosło rozwiązania dla amerykańskiej głowy państwa. Trump chełpiąc się pobożnymi życzeniami na temat traktatu pokojowego między Rosją a Ukrainą przy okazji rozejmu chciał, i nadal chce ugrać dla siebie pokojową nagrodę Nobla. Przywódcy Francji, Niemiec, Włoch, Finlandii i Wielkiej Brytanii wydają się stać po jego stronie. Tymczasem Władimir Putin ustami swego ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa dał jasno do zrozumienia, iż końca wojny nie należy szybko wypatrywać, gdyż decyzje o gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy podejmowane bez udziału Rosji oraz Chin nie będą po pierwsze w ogóle przez Rosję respektowane, a po drugie nie zakończą konfliktu. A więc carat nadal trzyma zachodnie starania w szachu.
Innym aspektem poniedziałkowego szczytu był brak reprezentacji Polski. Mniejsza o to, czy to miał być premier, czy pojechać miał prezydent (z najnowszego sondażu wynika wszak, iż Polacy widzieliby tam Pana Karola). Chodzi o fakt, iż (o ile to prawda) jeśli ustalając listę uczestników spotkania Wołodymir Zeleński celowo pominął Polskę to po prostu z wszystkich nas zakpił. To Polska bowiem pierwsza zareagowała na konflikt. To Polska jako pierwszy kraj przekazał pomoc militarną. To Polska jako jedna z pierwszych przekazała ze swego budżetu miliardy na dozbrajanie ukraińskiego wojska. To Polska stała się międzynarodowym propagatorem „sprawy ukraińskiej”. I to Polska w końcu, a właściwie Polacy przyjęli największą ilość uchodźców pod swoje dachy dając wikt i opierunek.
to tyle ode mnie…
						
					 
										
Komentarze do wpisu (0)