Zaczynamy od tego miejsca. Krótki opis tego, co wydarzyło się w minionym tygodniu. Po jednym z najważniejszych wydarzeń na świecie, w Zjednoczonym Królestwie oraz Polsce. Subiektywnym okiem i komentarzem.
Świat z wielkimi nadziejami patrzy na egipski Sharm-el-Sheikh, gdzie liderzy organizacji międzynarodowych, głowy państw i szefowie rządów debatują nad rozwiązaniami ratującymi życie naszej Planety. A także jej mieszkańców, czyli nas samych.
Zaczęło się w zeszłym roku w szkockim Glasgow. Straszenie, że to ostatni moment na to, by wyratować Ziemię przed zgubnymi działaniami człowieka. Wielkie nadzieje, obiecanki, że zrobimy wszystko, co w mocy naszych reprezentantów. I skończyło się na tych obiecankach. Bo nic w tej kwestii nie zostało uczynione.
W tym roku także zebrano się tłumnie w wielkiej nadziei. Ale jaka to nadzieja, gdy jedni z największych trucicieli – Chiny oraz Indie nie przysłały do egipskiego kurortu swojej reprezentacji. Kolejne zmarnowane miliony? I kolejna dawka trucizny dla matki Ziemi w postaci silników odrzutowych samolotów, które pozostałą część światowej wierchuszki tam dostarczyły? A nie można by tak zdrowiej, taniej i ekologiczniej? Choćby przez internet konferencję zorganizować. A zaoszczędzone dolary przekazać narodom, które najbardziej ucierpiały w ostatnich ekologicznych katastrofach.
Cytując szwedzką ekolożkę, Gretę Thunberg można by rzec, że to wszystko to takie “Bla, bla, bla”.
Wielka Brytania po niespotykanych dotąd politycznych turbulencjach na nowego Premiera i Przewodniczącego Partii Konserwatywnej wybrała Rishi Sunaka. Nowy on i nie nowy. Światu znany jako minister od pieniędzy w gabinecie Borisa Johnsona. Zapowiadało się, iż swoje rządy Rishi Sunak rozpocznie od przedstawienia planu ratowania brytyjskiej gospodarki, która wpadła w sidła recesji. Ale zaczęło się od kolejnych potyczek. Personalnych. Tym razem poszło o nominację na fotel szefa Home Office Suelli Braverman, która co prawda zrezygnowała z tego samego stanowiska w gabinecie Liz Truss, ale historia póki co pamiętać ją będzie jako ministra, który ze swojego e-maila posłała informacje niejawne na konto nie proszących o to kolegów partyjnych.
I już miało się okazać, iż to koniec kłopotów personalnych nowego Premiera, gdy ni stąd ni zowąd w grze pojawił się Gavin Williamason, minister bez teki, który posyłał w świat brytyjskiej polityki niekulturalne i obraźliwe wiadmości sms. Premier jak Rejtan polskiego Sejmu bronił swego ministra, ale ten czujący pismo nosem podał sie do dymisji. No i tu wydawało się, iż personalne kłopoty premiera dobiegną końca. A jednak nie, bo grzejący tylne ławy Matt Hancock jak Filip z konopii wyskoczył w programie “I’m a celebrity. Get me out of here”. Nie wiadomo czym kierowany były już minister zdrowia porzucił parlamentarne obowiązki na rzecz australijskiej dżungli. Czy ktoś kiedyś mówił, iż polityka to nic innego jak tylko personalia, personalia i raz jeszcze personalia.
Polska to poorane poletko. Dobrze więc, iż w mijającym tygodniu obchodziliśmy święto odzyskania niepodległości. A skoro w Wielkiej Brytanii 11 listopada znany jako Armistice Day, to dzień, w którym szczególną pamięcią czczone są wszystkie osoby poległe we wszystkich bitwach świata pozwolę sobie uczcić naszych bohaterów narodowych minutą ciszy w postaci wykropkowanego tekstu w ilości 60……………………………………………………
to tyle ode mnie…
Komentarze do wpisu (0)