W ostatnim czasie dwa wydarzenia spowodowały, iż zastanawiam się nad sensem demokracji i nazywanie jej demokracją.
Pierwsze to publiczne oświadczenie polityków brytyjskiej Partii Konserwatywnej przyznających się do nieporadzenia sobie z napływem imigrantów na Wyspy Brytyjskie. Czternaście lat rządów i czternaście lat mamienia społeczeństwa o tym, że migracja netto zostanie zredukowana z setek tysięcy do ich dziesiątek. Kłamstwo, kłamstwo i raz jeszcze kłamstwo to było dzielone przez bzdurę. Otóż moim zdaniem nie da się ograniczyć tych legalnych i nie migrantów bez wspólnego, ponadpartyjnego i międzynarodowego wysiłku. Pompowanie pieniędzy stronie francuskiej, by ta wzmocniła granice spełzło na stracie. Rwanda też swoje wzięła, a wielki projekt został zastopowany przez laburzystowski rząd, który póki co, od momentu przejęcia władzy nie tknął tematu napływu kolejnych tysięcy osób. A ruszyć będzie musiał, bo brytyjskie społeczeństwo (jak i każde inne) ma swoją cierpliwość i za chwil parę dopytywać się będzie co dalej.
Drugie wydarzenie stało się za wielką wodą i tyczy się ustępującego prezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Bidena, który wbrew wcześniejszym swoim zapewnieniom ułaskawił i oczyścił swojego syna Huntera za wszystkich stawianych mu zarzutów. A tego nie było mało, bo oszustwa podatkowe plus nielegalna zabawa z bronią za co kara byłaby sporawa Czym kierował się prezydent? Jak tłumaczył mediom nie bardzo spodobało mu się wyjątkowe traktowanie swego pierworodnego przez tamtejszy wymiar sprawiedliwości. Nie usłyszeliśmy nic więcej, a Hunter Biden od teraz spać może już snem spokojnym. Jakiekolwiek wyjaśnienia by nie padły pachnie to nepotyzmem oraz brakiem odpowiedzialności za podjętą decyzję. No bo kto zabroni prezydentowi? No kto?
to tyle ode mnie…
Miłego odsłuchu na
www.islandersradio.co.uk
#RadioIslanders
#PolonijnaPlatformaRadiowa
#ZawszeZTobą
#CentrumNajlepszejMuzyki
#WrittenOffTheRecord
Komentarze do wpisu (0)