Mówi się o tym, że świat wolnością człowieka stoi. Nie, jeśli chodzi o świadomą decyzję skrócenia sobie z pobódek zdrowotnych życia. Tutaj panuje zmowa dyktatury nad którą pieczę wydaje się kościół sprawuje. Tymczasem Portugalia jako kolejny kraj europejski wprowadziła przepisy, które pozwalają personelowi medycznemu pomóc osobie, w odebraniu sobie życia. Oczywiście nie tak od razu i nie z byle powodu. Osoba, która zdecyduje się na ten krok musi wpierw doświadczać skrajnego cierpienia z powodu dolegliwości zdrowotnych. Potem ta sama osoba będzie musiała stanąć przed komisją lekarską, która dokona formalnej zgody na eutanazję, gdyby cierpiąca osoba dalej taką wolę podtrzymywała. Obok Portugalii podobnych praktyk można dokonywać w Holandii, Belgii, Luksemburgu, Szwajcarii oraz Albanii. Ponadto eutanazję dopuszcza Japonia oraz amerykańskie stany Teksas oraz Oregon. Warunek pełnej wolności jest prosty. Dana osoba musi wykazywać zdolność do rozumienia słów do niej wypowiadanych oraz mieć wolną wolę. Niby niewiele, a jednak tak dużo.
Choć o tym już pisaliśmy w naszych radiowych informacjach warto jeszcze raz zwrócić uwagę na fakt, iż Wielka Brytania zmaga się z problemem imigracji. Zarówno tej legalnej jak i nielegalnej. W sukurs procederowi szmuglowania ludźmi poszła brytyjska płeć brzydka oferując fałszywe ojcostwo tym Paniom, które akurat spodziewają się potomka i usilnie pragną stanąć swą stopą na ziemi Króla Brytanii. Kolejni premierzy, kolejni ministrowie zajmujący się sprawami wewnętrznymi (poczynając od Theresy May, która była jeszcze na ministerialnym stołku) obiecują wszem i wobec, iż roczna net migracja zmniejszona będzie do poziomu poniżej 100 000 rocznie. I nic z tego wyjść nie chce. W samym tylko zeszłym roku do Wielkiej Brytanii przybyło ponad 450,000 osób a ten rok nie zapowiada się lepiej dla brytyjskie rządu. Mówi się, że w tym roku do Zjednoczonego Królestwa przybędzie ponad pół miliona osób, które będą chciały jakiś czas tu mieszkać. Nie odstrasza moc sprawcza Rwandy, do której jeszcze Boris Johnson chciał odsyłać wszystkich tych, którzy czekać mieli na rozpatrzenie wniosku azylowego. Nie pomogła umowa podpisana z Francją a kosztująca podatnika dobrych kilka milionów brytyjskiej waluty. Nie pomagają straszaki typu wydalenie na zawsze z Wielkiej Brytanii tych, którzy tu nielegalnie trafią. Ostatni pomysł obecnej Pani Minister Suelli Braverman o edukowaniu rodzimych ziomków jako kierowców ciężarówek i rzeźników też wydaje się donikąd prowadzić. Walka trwa, ale jak do tej pory rząd brytyjski stoi na przegranej pozycji.
Jak się okazuje cuda się zdarzają. W Polsce także. 23 lata temu na ślubnym kobiercu stanął mężczyzna, który tuż po ceremonii zgubił obrączkę, którą na palec nałożyła mu wybranka jego serca. Biedak z pewnością trudził się niemiłosiernie tłumacząc poślubionej właśnie Kobiecie jak doszło do zguby w duszy mając nadzieję, iż złoto odnajdzie. Z ta nadzieją w sercu przechodził całe 23 lata, kiedy to członkowie Stowarzyszenia Historyczno-Archeologicznego „Bractwo” z Żółwina podczas oczyszczania jednej z tamtejszych dróg z gwoździ natrafili na zagubioną obrączkę. Co rusz opublikowano zdjęcia znaleziska w sieci i po chwili znalazł się szczęśliwy (były) nieszczęśnik, który z traumą na duszy przychodził codziennie do domu przez prawie pół wieku.
to tyle ode mnie…
Komentarze do wpisu (0)