Europejski świat znów “uwziął się” na Polskę. Tym razem poszło o tzw. ustawę ”Lex Tusk”, czyli ustawę o powołaniu komisji do spraw badania ingerencji rosyjskich w bezpieczeństwo kraju w latach 2007-2022. Europejscy suwereni twierdzą, iż ustawa łamie tutejsze prawo i zapowiada przyjrzenie się sprawie. Nie po raz pierwszy zatem Polska stanie się przedmiotem europejskiej debaty, z której niestety nic dobrego wyjść nie może, bo od dwóch i pół roku parlamentarzyści ze Strasburga (choć większość ich spotkań odbywa się w Brukseli) zajmują się łamaniem praworządności w naszym kraju. O ile pod znakiem zapytania stawiam europejską jedność to nie po to jesteśmy jej częścią, by na każdym kroku od całości tej odstawać. Gdybyśmy mieli się wyróżniać to i owszem. Ale znów stoimy w kolejce pierwsi, którzy po łapach dostaną. A nasze podatki, które migrują do Unii Europejskiej będą wydawane na grzebanie w naszych krajowych śmieciach.
W Wielkiej Brytanii od czasu jakiegoś rządząca nią Partia Konserwatywna ma problemy wizerunkowe. Zaczęło jej się nie powodzić za czasów Borisa Johnsona i to właśnie były premier jest kolejnym przedstawicielem partii, który przysparza jej czarnego marketing. Chodzi o dochodzenie Covidove, które powraca do postaci byłego mera Londynu jak smród po gaciach. Teraz poszło o przekazanie wszystkich wiadomości What’s up’owych, które premier wysyłał i otrzymywał podczas covidowej “party gate”. Sam zainteresowany twierdzi, że wszystkie te wiadomości są w posiadaniu tutejszej Kancelarii Premiera, która to Kancelaria nie widzi powodu przekazania ich w ręce powołanej czas jakiś temu komisji badającej prawdomówność byłego szefa Torysów. Ten tracąc zaufanie do rządowych prawników (ale nie z powodu nieprzekazania, lecz sobie tylko znanych) ogłosił kilka tygodni temu, że będzie szukał nowych, by oczyścić jego imię płacąc za to pieniędzmi podatnika. Teraz moje wnioski. Po pierwsze buta i pycha byłego premiera przebiła właśnie sufit brytyjskiego Parlamentu. Nie dość, że własne występki tuszuje każąc płacić za to zwykłemu brytyjskiemu Kowalskiemu to i trzymając się brzytwy zachowuje jak politykier, który chce jeszcze więcej i więcej ze świecznika władzy. Kończę ten wątek cytatem klasyka “Kończ Waść. Wstydu oszczędź”, by WaćPana wielki patron, w grobie mógł spokojnie wiecznym snem się raczyć. Bo prawdziwego mężczyznę nie poznaje się po tym jak zaczyna a jak kończy. I Winston Chrchill wiedział o tym doskonale.
W Polsce poszargane zostały nasze futbolowe świętości. I nie myślę tutaj o narodowej jedenastce, lecz o człowieku, który reprezentował nas w niedawnym katarskim finale piłki kopanej. Szymon Marciniak – główny arbiter meczu Argentyna-Francja “wpadł” w polityczne sidła po tym, jak zaszczycił swoją osobą imprezę organizowaną przez polityczną Konfederację. Wszystko może i by się rozpłynęło we mgle, gdyby nie dociekliwi członkowie Stowarzyszenia “Nigdy Więcej”, którzy o fakcie tym poinformowali UEFA (Europejska Unia Związków Piłkarskich). Ta zaniepokojona zebrała się w sobie studiując pisemne samobiczowanie naszego sędziego, który nie szczędząc swego “ciała” tłumaczył, iż o politycznym backgroundzie imprezy zielonego pojęcia nie miał. A sam skrajnej prawicy nie popiera. A że stawka była dość wysoka w mediach zrobiło się gorąco. Władze piłkarskiego światka zdecydowały, iz najbliższy finałowy mecz Ligii Mistrzów w Stambule do Polaka jednak należeć będzie. Ulżyło wszystkim. Zwłaszcza tym czołowym naszym politykom (m.in. Mateuszowi Morawieckiemu i Szymonowi Hołowni), którzy publicznie popierali Pana Marciniaka twierdząc w mediach społecznościowych, że jest on “najlepszy”. Dla mnie najlepszy jest wujek Henio, który swego czasu nakłonił mnie do wypicia kilku szklanek lodowatej wody prosto ze studni. Reszta najlepszych rzeczy to pojęcie względne, którego nie zamierzam już więcej używać. No poza jednym wyjątkiem. Prowadzę najlepsze życie jakie mogę sobie wyobrazić. I wara mi, trzymać się z daleka od tego gdzie i z kim się spotykam o czym rozmawiając. To moje prawo wynikające z wolności, którą tak bardzo wszyscy sobie cenimy.
to tyle ode mnie…
Komentarze do wpisu (0)