Mija pierwszy tydzień polskiej powyborczej euforii zwolenników opozycji (jeszcze), która mocno się uśmiecha do rządowych posad. W zaciszu gabinetów trwają podobno gorączkowe przygotowania do przejęcia władzy, która czkawką może się jeszcze wszystkim odbić, gdyż politycy zwycięskiej partii (jakby nie było to Prawo i Sprawiedliwość) workami wynoszą przemielone przez niszczarki dokumenty. A trupa w szafie to problem żaden odnaleźć po poprzednikach.
Tymczasem opieszałość polskiego prezydenta jest „zrozumiała”. I choć ruch jest teraz w rękach Andrzeja Dudy, który cały czas podkreśla, iż chce być prezydentem nas wszystkich i na uwadze ma dobro Rzeczy(naszej)pospolitej nie kwapi się wcale, by suweren mógł szybko ucieszyć się swym wyborem. Niczym żółw opieszale zaprosił do swego pałacu przedstawicieli wszystkich partii, które tworzyć będą Sejm X kadencji na tydzień kolejny zamiast natychmiast zacząć działać w kwestii kontynuacji rządzenia (spraw „na teraz” jest co nie miara).
Wydaje się, iż zgodnie z przewidywaniami opozycyjne partie (jeśli w ogóle) przejmą stery władzy nie wcześniej niż w grudniu, gdy skończą się prezydenckie manewry na morzu hipokryzji. Bo jak gminna wieść niesie to przedstawicielowi Prawa i Sprawiedliwości jako pierwszemu w udziale ma przypaść zaszczyt formowania gabinetu. I choć prezydentowi nie po drodze, to czas najwyższy wyjść z matecznika Nowogrodzkiej za którym większość prezydenckich lat spędził. I udowodnić, iż jest na tyle elastyczny, samodzielny i dojrzały, by wraz z przedstawicielami demokratycznej opozycji (jak to się ładnie nazywa) postawić na rozwój a nie ganianie własnego ogona.
to tyle ode mnie…
Komentarze do wpisu (0)